"Feyra powraca do Dworu Wiosny, zdeterminowana by zdobyć informacje o działaniach Tamlina oraz potężnego, złowrogiego króla Hybernii, który grozi, że rozgromi cały Prythian. Jednak by to osiągnąć, musi najpierw rozegrać śmiercionośną, przewrotną grę… Jeden poślizg może zniszczyć nie tylko Feyrę, ale też cały jej świat.
W obliczu wojny, która ogarnia wszystkich, Feyra znów musi decydować, komu może ufać i szukać sojuszników w najmniej oczekiwanych miejscach. Niebawem dwie armie zetrą się w krwawej, nierównej walce o władzę."
Dzisiaj przychodzę z recenzją dobrze znanego wszystkim "Dworu skrzydeł i zguby". Ponieważ jak już coś zaczynam, to zawsze kończę, dlatego w końcu musiałam zabrać się za tą pozycję. Niestety nie należę do wielkich fanów tej serii, więc nie znajdziecie tu oceny 10/10 i samych pochlebstw, bo w sumie to dużo mi się nie podobało.
W obliczu wojny, która ogarnia wszystkich, Feyra znów musi decydować, komu może ufać i szukać sojuszników w najmniej oczekiwanych miejscach. Niebawem dwie armie zetrą się w krwawej, nierównej walce o władzę."
Dzisiaj przychodzę z recenzją dobrze znanego wszystkim "Dworu skrzydeł i zguby". Ponieważ jak już coś zaczynam, to zawsze kończę, dlatego w końcu musiałam zabrać się za tą pozycję. Niestety nie należę do wielkich fanów tej serii, więc nie znajdziecie tu oceny 10/10 i samych pochlebstw, bo w sumie to dużo mi się nie podobało.
Pierwszym i chyba ostatni plusem będzie relacja Feyre i Luciena. W końcu się ona poprawiła i na pewno sam Lucien też się porządnie ogarnął. Zwróciłam na to szczególną uwagę, ponieważ była to postać, która od samego początku lubiłam. Szkoda tylko, że potem na połowę książki zniknął. Tym akcentem przechodzimy do co mi się nie podobało.
W książce zabrakło mi dobrze zarysowanego czarnego charakteru, takiego jakim w pierwszym tomie była Amarantha. Niby był tu groźny król Hybernii, ale jak na tak złowrogiego, jak go prezentowano, to był po prostu słaby. Nie odczuwałam żadnej grozy i nieobliczalności jaka od niego powinna płynąć, nawet w scenie ostatecznej z nim walki.
Kolejny minusem była długość książki. Po prawie 900 stronach mało pamiętałam co się działo. Było trochę za dużo wydarzeń, które też bardzo szybko zostawały rozwiązane przez idealnych, nieustraszonych i niepokonanych głównych bohaterów. Poczułam powtórkę z rozrywki, którą ostatnim razem w podobnym stopniu dostarczyło mi "Dziedzictwo ognia" Gesy Schwarzt - z losów Grima w tej części nie pamiętam absolutnie nic, a wierzcie mi mam dobrą pamięć.
Przebolałabym już natłok wydarzeń, gdyby chociaż były one faktycznie zaskakujące. Niestety zabrakło mi zwrotu akcji, który wgniótł by mnie w fotel. Nie zaparło mi nawet tchu w piersiach, ani też nie doprowadziło do szerszego otworzenia oczu. Spodziewałam się dużo więcej niż dostałam.
Na pewno mam jeszcze ogromny zarzut do zakończenia. Po prostu już więcej miłości i słodkości to nie dało się wcisnąć. Mam wrażenie, że Sarah J. Maas albo za bardzo lubi wszystkich swoich bohaterów, albo ze względu na fanów stwierdziła, że każdy musi mieć idealny happy end. Próbowałam usprawiedliwić autorkę, że w sumie to koniec i dlatego wszystko tak ładnie się kończy, a tymczasem to będzie jeszcze trochę książek z serii "Dwór cierni i róż". Czy to dobrze, czy źle? Zapewne przekonamy się w następnym tomie.
Tytuł: Dwór skrzydeł i zguby
Autor: Sarah J. Maas
Seria: Dwór cierni i róż tom 3
Wydawnictwo: Uroboros
Ilość stron: 846
Ocena: 5/10
Autorka recenzji: Alice
2 komentarze
W takim razie bardzo się cieszę że nie jest to mój gatunek.
OdpowiedzUsuńNiestety w tym przypadku masz z czego. Ta pozycja naprawdę była słaba. :/
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Alice