Recenzja: "The true lives of the fabulous Killjoys"
"Years ago, the Killjoys fought against the tyrannical megacorporation Better Living Industries, costing them their lives, save for one - the mysterious Girl. Today, the followers of the original Killjoys languish in the Desert while BLI systematically strips citizens of their individuality. As the fight for freedom fades, it's left to the Girl to take up the mantle and bring down the fearsome BLI!" Źródło
My chemical romance przez ostatnie dwa lata stało się wielką częścią mojego życia. I mimo, że się rozpadli w 2013 roku ich fani nadal są. Jedną z pierwszych piosenek, które usłyszałam od MCR było właśnie Na Na Na, które ze swoim kolorowym i dość oryginalnym teledyskiem mnie zaskoczyło. Dlatego, jak usłyszałam, że Gerard Way, czyli wokalista wraz z Shaunem Simonem napisali komiks w tym samym świecie nie mogłam się oprzeć pokusie i go przeczytałam.
Jest to pierwsza recenzja komiksu na tym blogu, mimo że wraz z Alice takich przeczytałyśmy już sporo. Ten komiks różni się od innych tym, że łączy on moją miłość do muzyki i komiksu. Uprzedzam też teraz wszystkich, że ta recenzja będzie zdecydowanie stronnicza, ponieważ trudno jest mi wyczuć w The true lives of the fabulous Killjoys błędy.
Pierwszą rzeczą, który musi zrobić każdy potencjalny czytelnik jest oglądnięcie dwóch teledysków My chemical romance ( Na Na Na i SING), bo te teledyski wprowadzają nas w świat i wydarzenia, które dzieją się przed rozpoczęciem komiksu. Potem w trakcie czytania pojawiają się tak zwane smaczki, które tylko osoba, która widziała Na Na Na i Sing rozpozna. Na przykład leżąca gdzieś maska jednego z Killjoyów.
Historia opowiedziana jest ciekawa, jednak brakuje jej odrobinę do perfekcji. Jednak, jest to na pewno opowieść warta uwagi. Dzieje się ona w przyszłości, gdzie część ludzi chodzących po ulicach to roboty, a miasto jest kontrolowane przez wielką korporacje, a ci, którzy nie chcą być pod ciągłym nadzorem mieszkają na pustyni. To na pustyni zebrali się pierwsi Killjoys, a po ich tragicznej śmierci zbierają się kolejne grupy, które chcą dokończyć ich dzieło.
Rysunki są narysowane mocną kreską i użyte są ostre kolory. Tak naprawdę wszystko nawiązuje do kreacji z teledysków, gdzie bohaterowie oprócz posiadania dziwnych przezwisk, ubrani byli w jaskrawe kolory.
Do samego końca miałam tak zwanego banana na ustach. Jest to historia, którą zdecydowanie zapamiętam i z wielką chęcią sięgnę po następne komiksy autorstwa Gerarda Waya. Na koniec powiem, że The true lives of the fabulous Killjoys czyta się bardzo szybko. Wystarczy jedna godzinka. I zdecydowanie podczas czytania jest wskazane słuchanie płyty My Chemical Romance po tytułem: Danger days: the true lives of the fabulous Killjoys. ;)
Tytuł: The true lives of the fabulous Killjoys
Autorzy: Gerard Way, Shaun Simon
Rysunki: Becky Cloonan
Wydawnictwo: Dark Horse Comics
Ilość stron: 160
Ocena: 9/10
Autorka recenzji: Hayles
4 komentarze
Nie lubię za bardzo komiksów, aczkowliek ten wydaję się bardzo ciekawy.
OdpowiedzUsuńhttps://weruczyta.blogspot.com/
Ja uwielbiam komiksy i z wielką chęcią je czytam. :) The true lives of the fabulous Killjoys jest świetne i bardzo je polecam.
UsuńPozdrawiam, Hayles
Ja natomiast uwielbiam czytać mangi, będę musiała kiedyś się zabrać za czytanie takiego typowego komiksu ^^!
OdpowiedzUsuńyollowe.blogspot.com
Ja kiedyś przeczytałam parę mang i w miarę mi się podobały. Jednak to tradycyjne komiksy do mnie bardziej przemówiły. ;)
UsuńPozdrawiam, Hayles